niedziela, 28 grudnia 2014

#1

Od zawsze lubiłam wampiry. Nigdy jednak nie myślałam, że to przydarzy się akurat mi. Ale od początku.
Byłam Sara. Mieszkałam w Warszawie, w okolicy metra Imielin. Chodziłam do gimnazjum na Kajakowej. Byłam właśnie w drodze powrotnej do domu, gdy go zobaczyłam. Uśmiechnął się do mnie. Poczułam lekkie drapanie na lewym przedramieniu. Zignorowałam to.
Do domu wróciłam o jakiejś siedemnastej. Była środa. Coś wewnątrz mnie kazało mi wyjść i nigdy nie wrócić. Kolejna zignorowana rzecz. Znowu swędzenie. Nie wiedziałam o co chodzi. Wzięłam kartkę. Zaczęłam pisać list pożegnalny do mamy. Przedramię jednak tak mnie zaczęło boleć, że nie byłam w stanie. Spakowałam ulubione ciuchy, kasę i wyszłam z domu. Podeszłam do metra. Wewnętrzny głos kazał mi wsiąść do do metra. Pojechałam na stację Służew. Następnie musiałam wsiąść do autobusu 193. Musiałam. Ból przedramienia nie pozwolił mi tego nie zrobić. Może złamałam rękę? Nie, na pewno nie. A może jestem chora na jakąś rzadką chorobę? Czemu mnie to tak boli? Nie wiedziałam całą drogę. Wtedy zobaczyłam go znowu.  A on znowu się uśmiechnął. Pomyślałam, że chyba utnę sobie zaraz lewą rękę. Ból był nieznośny.
Dojechałam na pętlę ,,Bokserska''. On nadal się uśmiechał. Wyszłam z autobusu. Ręka ciągnęła mnie w stronę... Hm, nie wiem nawet, co to jest. Wygląda jak piwniczka bez drzwi. Zwykły, ok. metrowy budyneczek, może ze trzy metry długości. O nie, nie wejdę tam. Za nic na świecie. Ale nie. Ręka kazała mi obejść to coś dookoła. Zobaczyłam kamyk ze znakiem podobnym do lilii. Był w dość ładnym, zielonym odcieniu. Położyłam na nim rękę. Tak właśnie się tu znalazłam.
Byłam w pomieszczeniu podobnym do zamkowej komnaty. Wokół kręciło się kilka kobiet, na oko około dwudziestoletnich. Jedna z nich, o ciemnych, lekko kręconych włosach, ciemnej karnacji i zielonych oczach uśmiechnęła się do mnie. Miała dość dziwne zęby. Niesamowicie białe, mocno kontrastujące z pełnymi, krwistoczerwonymi ustami. Wtedy spod rękawa prześwitującej sukienki  zobaczyłam identyczny symbol zielonej lilii, jak był na kamieniu budynku. Poczułam swędzenie na przedramieniu. Spojrzałam na nie. Pojawił się tam identyczny kwiat. Co tu się, u licha, dzieje?
Wtedy dziewczyna wreszcie się odezwała:
-Jestem Krinos. Od dzisiaj twoje życie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Masz wybór, między zostaniem wampirką i półnieśmiertelną, mieszkaniem w Podziemiach i byciem lepszą sobą a obróceniem się w proch. Jaki jest twój wybór?
W pierwszej chwili nie dotarły do mnie jej slowa. Byłam oszołomiona. Nagle zrozumialam, o czym mówi.
-To jakiś żart, tak?
Nie wierzę, że to powiedziałam.
-Nie, to poważna decyzja, która zadecyduje o przyszłości kogoś więcej niż tylko twojej. Masz piętnaście lat, prawda? To bardzo wcześnie, a im wcześniej zostaniesz wybrana, tym większą rolę odegrasz w losach innych.
-Jeśli tak, to bez dwóch zdań wybieram życie jako jedna z was.
-Cieszę się, że nas wybrałaś. Czy masz jakieś pytania, co do twojego przyszłego życia?
-Czemu nie ma tu żadnych facetów?
-Jesteśmy w zielonych Podziemiach. To miejsce dla dziewczyn oraz kobiet wybranych do pięćdziesięciu lat temu. Są też Podziemia czerwone-nasza męska wersja, niebieskie-wampirki bardziej doświadczone, oraz białe, dla mężczyzn doświadczonych. Są jednak wyjątki: we wszystkich podziemiach kapłankami są wybrane kobiety, naznaczone przez Sachag, naszą boginię, i każde Podzieme ma swojego wybranka, czyli mężczyznę, również z wyboru bogini, który dyskretnym znakiem, daje ci do zrozumienia, że jesteś wybrana. Czy zauważyłaś kogoś takiego?
-Pewien chłopak, którego dwa razy zobaczyłam w autobusie uśmiechał się do mnie... Czy to może być to?
-Uśmiech!? Zwykle jest to delikatne drapanie, albo szczypanie przedramienia....
Wtedy zobaczyłam go. Miał przekrwione oczy, jednak to na pewno był on. Ten chłopak z autobusu.
-To on!-Wskazałam na chłopaka. Może go po prostu zapytasz?
Krinos uśmiechnęła się.
-Nie mogę. Gdy zaczyna szukać wybranej osoby, popada w trans. Wychodzi z niego dopiero, gdy przyszły wampir trafi do podziemi.
-Rozumiem. A co znaczy twoje imię? Jest trochę nietypowe...
-To lilia, tylko po grecku. O, właśnie. Prawie zapomniałam. Gdy tu trafiasz, zaczynasz nowe życie. Koniec kontaktów z ludzkiego życia. Nikt, żaden człowiek o nas nie wie. Są jednak zalety: żyjesz dłużej, nawet kilkaset lat, masz różne zdolności, zależnie od tego, czym obdaruje cię Sachag. Możesz też wybrać sobie nowe imię....
-Są tego jakieś zasady?
-Widzisz, wszystko ustala bo... Ach, chodzi o imię? Nie, nie ma zasad. Jedynie musi ono być związane z dobrem. Może być w obcym języku. Masz już pomysł, czy chcesz jeszcze pomyśleć?
-Podasz mi jakieś imiona, jakie wybierały inne wampirki?
-Wiele z nich inspiruje się imionami starożytnych bogów, oraz kwiatów...
Ucieszyłam się bardzo. Fascynowała mnie mitologia egipska, szczególnie jedna bogini, ale...
-Imiona bogów? Czy to nie wywyższanie się?
-Nie. To tylko imiona. W wielu religiach zwykli wyznawcy noszą imiona bogów, więc czemu my nie możemy ich pożyczać z innych wyznań?
Moja odpowiedź była już pewna.
-Anat.
-Anat?
-Tak. Egipska bogini miłości...
-Wiem o tym. Jest też jednak boginią wojny. To dość interesujące... Właśnie. Nie wychodzimy stąd zbyt często, twój pokój jest piętro niżej, numer 65C. W pokoju masz dwie koleżanki, Wenus i Mokosz. Myślę, że fakt, iż Wenus była rzymską boginią miłości, a Mokosz słowiańską opiekunką kobiet nie jest przypadkiem, i pewnie się polubicie. Wszystkiego się od nich dowiesz.